23 grudnia
Violetta
Dzisiaj ja i
mój kochany, przystojny i bardzo skromny chłopak nie spotykaliśmy się z
Austinem i Ally, ponieważ ci mają ciekawsze sprawy na głowie. Pewnie cmokają
się gdzieś pod kanalizacją, ale się nie przyznają. Cóż taki wiek.
-Kochanie…-
zaczął lekko śpiącym głosem po południowej drzemce, którą godzinę temu
odbyliśmy. Chłopak przekręcił się na bok, aby być oko w oko ze mną.
-Tak Leon?-
odparłam słodkim głosem, żeby go lekko uwieść.
-Czy
poszłabyś ze mną na randkę?
-Że w piżamie?-
ironia, to coś czego często używam przy Leonie.
-Nawet nie
wiesz jaka jesteś w niej seksowna.-
Odpowiedział zbliżając się do mnie powoli. Zatrzymałam go moim palcem, a ten
się trochę zdziwił.
-Oczywiście.
A gdzie?
-To
niespodzianka.
-Oj Leoś no
powiedz.- uklękłam na łóżku i zaczęłam walić go poduszką.
-Nie to ma
być niespodzianka. Nie zachowuj się jak 5-letnie dziecko!
-Ja i 5
lat?!- popatrzyłam na Leona, a ten twierdząco pokiwał głową.-Oj dobrze. Za ile
mam być gotowa?
-Za 2
godziny.
-Co!!
Przecież ja nie zdążę!
-Już nie
przesadzaj! Tak jak mówiłem możesz iść w piżamce, a najlepiej bez.- tym razem
ja pokiwałam głową, ale negatywnie.- Dobra.- po chwili dodał szeptem.- Ja nigdy nie zrozumiem dziewczyn.
-Haha, ale
śmieszne, a teraz wyłaź z sypialni.
-Bo ja nie
widziałem cię nago.
-A
widziałeś?
-To ja
lepiej wyjdę.
Tak jak
powiedział tak zrobił. A ja jak burza wpadłam do łazienki i zaczęłam się
szykować. Sam wybór stroju zajął mi
godzinę, a potem jeszcze godzina robienia fryzury i makijażu. Jednak po 2 dwóch
godzinach byłam już gotowa. Gdy zeszłam na dół Leonowi szczęka opadła na dół.
-Pięknie
wyglądasz kochanie. – Złapałam za końce sukienki i ukłoniłam się jak
księżniczka.
-Dziękuje.-odpowiedziałam
rumieniąc się. Tak często dostaje od niego komplementy, a za każdym razem się
rumienię. Tak chyba działa szczera, prawdziwa miłość. Wyszliśmy z domu i
poszliśmy do parku. Doszliśmy do fontanny, przy której pierwszy raz spotkaliśmy
się z Austinem i Ally.
-Leon a
kiedy otrzymam tą niespodziankę?
-Jeszcze
chwilę musisz wytrzymać.
Szliśmy
jakieś 30 minut. Jak to jest chwila to ja jestem Chuck Noriss. Ta chwila
dłużyła się w nieskończoność. Rozglądnęłam się w jakiej lokalizacji się
znajdujemy. Doszliśmy na piękną, zieloną łąkę całą w przeróżnych, kolorowych
kwiatach. Położyliśmy się na trawie i oglądaliśmy zachód słońca. Było bardzo
romantycznie. Z resztą każda randka z brunetem jest romantyczna. Trzeba
przyznać, Leon się postarał.
-Violu a oto
mój prezent.
Leon wyjął
zza pleców granatowe opakowanie.
-Otwórz.-
uśmiechnął się szczerze i podarował mi pudełeczko.
Jak kazał
tak zrobiłam. W środku był wisiorek z literką L.
-Leoś to
jest piękne. Nie musiałeś.
-Ale
chciałem. Chciałem, żebyś zawsze o mnie pamiętała i miała mnie w sercu.
-Leon ciebie
nie da się zapomnieć. Pamiętasz jak szliśmy w Buenos Aires w parku i przez ciebie
dostałam gałęzią? Jeszcze mam ślad.
-Tak pamiętam.
-Zawiesisz
mi go?
-Oczywiście.-
złapał wisiorek i delikatnie położył mi go na szyi i zapiął.
-Dziękuje. Idziemy
do domu? Ciemno już.
-Tak
chodźmy.- złapał mnie za rękę i powędrowaliśmy do domu, a że było już ciemno to
błądziliśmy po nieznanym nam dotąd obszarze. Leon cały czas prowadził nie dając
po sobie znaku, że zgubił drogę, ale przepraszam bardzo to czuć, że chodzi się
cały czas w kółko.
-Leon
przyznaj się. Zgubiłeś drogę?
-Może…
Czekaj zadzwonię po Austina.- wyciągnął telefon z kieszeni i patrząc na jego
ekran zrobił kwaśną minę.- Telefon mi padł. Może zadzwonimy z twojego?
-Nie
wzięłam.
-No super….
Krążyliśmy jeszcze taj z 30 min. ,aż w końcu położyliśmy się
na trawie, wtuliliśmy się w siebie i zasnęliśmy oczekując, że nadejdzie nowy
słoneczny dzień.
---------------------------------------------------------------------------
Pozdro od
Austy Lynch i Vilu Verdas!